Mam nadzieje, że rozdział wam się spodoba i co poniektórzy przekonają się do James'a ;)
Pozdrawiam serdecznie Avad Ka ;*
P.S. Dziękuje za cierpliwość!
***
Zapaliłam różdżkę i podeszłam bliżej celi.
-Luna – wyszeptałam.
Dziewczyna uniosła głowę i lekko przymrużyła oczy z powodu
oślepiającego światła.-Hermiona - uśmiechnęła się blado – Miło Cię widzieć.
Wyglądała fatalnie. Ubrania miała całe pobrudzone i potargane, włosy były jednym wielkim splątanym kołtunem, a bladą i wychudzoną twarz pokrywały liczne zadrapania i zakrzepła krew.
Wyglądała fatalnie. Ubrania miała całe pobrudzone i potargane, włosy były jednym wielkim splątanym kołtunem, a bladą i wychudzoną twarz pokrywały liczne zadrapania i zakrzepła krew.
-C-co ty tutaj robisz? – próbowałam powstrzymać drżenie głosu.
Blondynka z trudem podniosła się na równe nogi. Była wyczerpana, lecz na jej ustach wciąż błąkał się lekki uśmiech.
Blondynka z trudem podniosła się na równe nogi. Była wyczerpana, lecz na jej ustach wciąż błąkał się lekki uśmiech.
-Zabrali mnie, gdy wysiadałam z pociągu na King Cross. Z
pewnością chcą nastraszyć trochę mojego Ojca.
-Wyciągnę Cię stąd - zaproponowałam.
-Nie chce byś miała przeze mnie potem kłopoty. Nie jest
tutaj wcale, aż tak źle, zdążyłam się już zaprzyjaźnić z myszami, które ganiają
po mojej celi. Dotrzymują mi towarzystwa.
-Poradzę sobie. Odsuń się od krat.
Blondynka odsunęła się w głąb swojej celi.
Blondynka odsunęła się w głąb swojej celi.
-Bombarda – krata wraz z zawiasami wyrwała się z ponurych,
ceglastych ścian lochów. Z nadzieją, że hałas nie obudził żadnego z domowników.
-Masz załóż to – podałam jej swoją bluzę z kapturem.
-Dziękuje – obdarzyła mnie promiennym uśmiechem i
pośpiesznie założyła bluzę. Naciągnęła kaptur na głowę i spojrzała na mnie –
Wiedziałam, że nadal tkwi w Tobie dobro Hermiono - przytuliła mnie.
Uśmiechnęłam się delikatnie i zarzuciłam sobie jedną jej rękę na kark. Najciszej jak potrafiłyśmy przedostałyśmy do kuchni. Chciałam dopilnować aby zjadła porządny posiłek przed powrotem do domu. Bez względu na to jakie mam ponieść konsekwencje, nie pozwolę b y ktoś męczył i torturował Lunę. Dziewczynę o najszczerszym sercu. Dziewczynę, która nigdy nie narzeka, dziewczynę która potrafi dostrzec w każdym choć odrobinę dobra.
Tak jak myślałam, James nadal siedział w kuchni. Gdy tylko weszłam z Luną opartą o mnie, obdarzył nas pytającym spojrzeniem.
Nie zamierzałam przejmować się James’em, najważniejsza teraz była Luna, więc postanowiłam udawać, że mężczyzna nie istnieje.
Posadziłam dziewczynę na jednym z krzeseł przy stole a sama zaczęłam krzątać się po kuchni w celu przygotowania czegoś do jedzenia. Po mniej więcej dwudziestu minutach postawiłam przed Luną stos kanapek i duży kubek gorącej herbaty. Z wdzięcznością wymalowaną na twarzy łapczywie pochłaniała kanapki.
-Możemy porozmawiać? – spojrzałam na James’a który skinął głową.
-Chcesz mojego zaufania?
Kolejne skinienie głową.
Kolejne skinienie głową.
-Pomóż mi ją stąd wydostać.
Na ustach James’a pojawił się chytry lisi uśmiech.
-Właśnie tak zachowałaby się dobra Hermiona – spojrzał na mnie – Miałem racje. Nie jesteś zła.
Na ustach James’a pojawił się chytry lisi uśmiech.
-Właśnie tak zachowałaby się dobra Hermiona – spojrzał na mnie – Miałem racje. Nie jesteś zła.
-To, że staram się komuś pomóc..
-Masz pojęcie jakie to konsekwencje niesie? Gdy tylko Tom
się o tym dowie..
-Nic mi nie zrobi – prychnęłam –Jestem jego córką i nie
pozwolę, żeby tak traktował osoby dla mnie bliskie.
-Dla Toma nie liczy się miłość i rodzina. Tylko władza i
potęga. Jeszcze się o tym przekonasz.
Nie mam pojęcia kiedy podniósł się z krzesła, ale teraz staliśmy zaledwie kilka centymetrów od siebie.
-Potrafi być sadystyczny i nieobliczalny – kontynuował – Jesteś kolejnym pionkiem w jego chorej grze, którą od lat prowadzi. Poświęci wszystko by tylko dostać to czego tak bardzo pragnie.
-To po co tutaj przyjechałeś?
Nie mam pojęcia kiedy podniósł się z krzesła, ale teraz staliśmy zaledwie kilka centymetrów od siebie.
-Potrafi być sadystyczny i nieobliczalny – kontynuował – Jesteś kolejnym pionkiem w jego chorej grze, którą od lat prowadzi. Poświęci wszystko by tylko dostać to czego tak bardzo pragnie.
-To po co tutaj przyjechałeś?
-Myślę, że dobrze znasz odpowiedź na to pytanie Hermiono. To
gdzie chcesz ją przenieść – blondyn spojrzał na Lunę, która właśnie kończyła
jeść ostatnią kanapkę. Wyglądała trochę lepiej, policzki zaróżowiły jej się od
ciepłego napoju, przez co nie przypominała już śmierci.
-Do – zawahałam się na chwilę – Zaprowadź ją do Nory. Tam
będzie najbezpieczniejsza.
***
Nora powoli budziła się do życia. Pani Weasley, kręciła się po kuchni przygotowując pożegnalny obiad. Fred i Gorge siedzieli w rogu pomieszczenia i opracowywali kolejny tajny przepis cukierków do bombonierki Lesera. Ron z samego rana zniknął gdzieś z Lavender. Wszyscy starali zachowywać się normalnie, tak jakby nigdy nic się nie stało. Choć pustka wypełniała każdy metr kwadratowy Nory.
Siedziałem przy drewnianym, obskubanym stole i głaskałem Hedwigę. W jakiś sposób działało to na mnie kojąco. Czułem, że już niedługo wszystko się skończy. Czułem, że jest to już ostatni raz kiedy spędzam ferie świąteczne w Norze. Ostatni raz, kiedy będę jadł przepyszny obiad przyrządzony przez Panią Weasley.
Nagle mój wzrok spoczął na ciemnej plamie, która z sekundy na sekundy zbliżała się do Nory i nabierała kształtów. Odruchowo chwyciłem za różdżkę i czym prędzej wybiegłem na podwórko. Tuż za mną w gotowości stali bliźniacy. Wszystkie trzy różdżki skierowane były w postać w ciemnej pelerynie, dopiero gdy dystans między nami zmniejszył się do 300 metrów, zobaczyłem Lunę, która z uśmiechem na ustach szła obok zakapturzonej postaci.
***
Nora powoli budziła się do życia. Pani Weasley, kręciła się po kuchni przygotowując pożegnalny obiad. Fred i Gorge siedzieli w rogu pomieszczenia i opracowywali kolejny tajny przepis cukierków do bombonierki Lesera. Ron z samego rana zniknął gdzieś z Lavender. Wszyscy starali zachowywać się normalnie, tak jakby nigdy nic się nie stało. Choć pustka wypełniała każdy metr kwadratowy Nory.
Siedziałem przy drewnianym, obskubanym stole i głaskałem Hedwigę. W jakiś sposób działało to na mnie kojąco. Czułem, że już niedługo wszystko się skończy. Czułem, że jest to już ostatni raz kiedy spędzam ferie świąteczne w Norze. Ostatni raz, kiedy będę jadł przepyszny obiad przyrządzony przez Panią Weasley.
Nagle mój wzrok spoczął na ciemnej plamie, która z sekundy na sekundy zbliżała się do Nory i nabierała kształtów. Odruchowo chwyciłem za różdżkę i czym prędzej wybiegłem na podwórko. Tuż za mną w gotowości stali bliźniacy. Wszystkie trzy różdżki skierowane były w postać w ciemnej pelerynie, dopiero gdy dystans między nami zmniejszył się do 300 metrów, zobaczyłem Lunę, która z uśmiechem na ustach szła obok zakapturzonej postaci.
-Harry! – zawołała i rzuciła się mi na szyję.
-Luna – odparłem zaskoczony – Tak się cieszę, że Cię widzę.
Co się z Tobą działo? Martwiliśmy się.. Gdzie byłaś?
-Długa historia – uśmiechnęła się promiennie.
-Najważniejsze, że jest już bezpieczna – moich uszu dobiegł męski głos.
-Najważniejsze, że jest już bezpieczna – moich uszu dobiegł męski głos.
Spowrotem skierowałem różdżkę na przybysza, a ten uniósł
ręce do góry w geście bezbronności.
-Nie jestem wrogiem.
-Co tu się dzieje? – pani Weasley wyszła na podwórko – Luna
kochanie! Jak dobrze, że jesteś cała. Pewnie jesteś strasznie głodna, wchodź do
środka.
Luna w podskokach zniknęła za drewnianymi i lekko spróchniałymi drzwiami Nory.
Pani Weasley przeniosła wzrok na mnie i na różdżkę, którą trzymałej wycelowaną w zakapturzonego mężczyznę.
-Fred- jej głos był stanowczy – Zawołaj proszę Remusa i Syriusza.
Jeden z bliźniaków pośpiesznie zniknął w Norze, by już po krótkiej chwili pojawić się z rozespanym Remusem i Syriuszem.
-Co się dzieje Mo.. – Syriusz nie dokończył. Jego spojrzenie zatrzymało się na blondynie – Kim jesteś?
Mężczyzna uśmiechnął się blado.
Luna w podskokach zniknęła za drewnianymi i lekko spróchniałymi drzwiami Nory.
Pani Weasley przeniosła wzrok na mnie i na różdżkę, którą trzymałej wycelowaną w zakapturzonego mężczyznę.
-Fred- jej głos był stanowczy – Zawołaj proszę Remusa i Syriusza.
Jeden z bliźniaków pośpiesznie zniknął w Norze, by już po krótkiej chwili pojawić się z rozespanym Remusem i Syriuszem.
-Co się dzieje Mo.. – Syriusz nie dokończył. Jego spojrzenie zatrzymało się na blondynie – Kim jesteś?
Mężczyzna uśmiechnął się blado.
-James Gaunt.
-Przyprowadził do nas Lunę – wyjaśniłem.
Twarz Syriusza pobladła.
-Trzeba sprowadzić Dumbledore’a – jego głos był stanowczy.
Atmosfera w Norze była dosyć napięta. Wszystkie pary oczu
były zwrócone w stronę James’a, który wydawał się być rozbawiony zaistniała
sytuacją.
Usłyszałem z zewnątrz cichy trzask charakterystyczny dla teleportacji, a kilka sekund później do kuchni wszedł Dumbledore. Jego niebieskie, mądre oczy rozejrzały się po pomieszczeniu.
Usłyszałem z zewnątrz cichy trzask charakterystyczny dla teleportacji, a kilka sekund później do kuchni wszedł Dumbledore. Jego niebieskie, mądre oczy rozejrzały się po pomieszczeniu.
-James – starzec uśmiechnął się – Rozumiem, że to Ty jesteś
powodem tego całego zamieszania.
-Albusie – James wstał i przywitał się z dyrektorem jak ze
starym znajomym.
-Co Cię sprowadza do Nory? – starzec spojrzał na niego zza
półksiężycowych oprawek.
-Spełniłem prośbę pewnej dziewczyny, i przyprowadziłem wam
waszą zgubę – wskazał na Lunę, która z pełnym zapałem pomagała Molly w kuchni.
-Myślę, że na mnie już pora – James wstał.
-Nigdzie nie idziesz – wycelowałem w niego różdżką.
-Harry – moich uszu dobiegł karcący głos Tonks.
-Mam kilka pytań – nie dawałem za wygraną – Pierw niech na
nie odpowie.
-Niech i tak będzie – James usiadł z powrotem.
-Na kogo prośbę tu jesteś?
Na jego ustach pojawił się chytry uśmiech.
-Hermiony Riddle.
Atmosfera w pomieszczeniu robiła się coraz bardziej gęsta.
-Nie kłam!
-Harry – odezwała się Luna – On nie kłamie. To dzięki Hermionie
jestem tutaj z wami.
-Jakie jest Twoje pokrewieństwo z Voldemortem?
-Jest moim wujem.
-Dobrze wiem, że Voldemort nie miał żadnego rodzeństwa - wycelowałem mu różdżka w twarz. A ten jedynie się chłodno zaśmiał.
-Harry uspokój się! – usłyszałem stanowczy głos Dumbledore’a
– James nie kłamie. Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.
-Chcę wiedzieć teraz! – podniosłem głos.
-Chcę wiedzieć teraz! – podniosłem głos.
-Nie radzę Ci ze mną zadzierać - jego głos był spokojny i
opanowany – Liczę do trzech..
Raz..
Dwa..
Trzy..
Moich uszu dobiegł trzask łamiącego się drewna. Spojrzałem na różdżkę, po której biegło sporo rozcięcie.
James wstał skinął głową na pożegnanie i chwile później opuścił Norę.
***
Raz..
Dwa..
Trzy..
Moich uszu dobiegł trzask łamiącego się drewna. Spojrzałem na różdżkę, po której biegło sporo rozcięcie.
James wstał skinął głową na pożegnanie i chwile później opuścił Norę.
***
Od dwóch godzin siedzę w salonie i nerwowo przygryzam wargę.
Draco siedzi tuż obok mnie i poleruje najnowszą Błyskawicę, którą dostał na
święta od rodziców. Ogień w kominku wesoło tańczy, a zza oknem zaczęło zmierzchać.
Moje myśli ukierunkowane są w stronę Jamesa i Luny. Czy dotarli bezpiecznie?
Czy chociaż będą starali się go wysłuchać? A co jeśli zrobią mu krzywdę?
Spojrzałam na zegarek pokazywał czwartą popołudniu. Już od dobrych trzech godzin nie daje mi żadnego znaku życia. Cholerny James! – krzyczę w myślach.
Nagle moich uszu dobiega krzyk mężczyzny. Zrywam się na równe nogi, posyłam Draconowi przepraszające spojrzenie i czym prędzej udaję się w kierunku skąd dobiegają krzyki. Nogi same prowadzą mnie pod drzwi prowadzące do gabinetu mojego Ojca. Przystanęłam i nasłuchuje przytłumionego, lodowatego głosu mojego Ojca i błagania mężczyzny.
-Co ja mam z Tobą zrobić Yaxley? – surowy głos mojego Ojca przyprowadza mnie o gęsią skórkę.
-P-panie przepraszam – jąka się Yaxley
-Zero z Ciebie pożytku. Nie potrafisz nawet upilnować głupiej dziewuchy!
O cholera! On już wie..
Ciszę panującą w całym domu na nowo zakłóca rozpaczliwy krzyk mężczyzny.
Serce podeszło mi do gardła. Wzięłam kilka głębokich wdechów u bez pukania weszłam do gabinetu Ojca.
-Wyjdź Hermiono – Ojciec spojrzał na mnie a w jego oczach panowała furia.
-Nie.
-Hermiono! - syczy – Opuść mój gabinet.
Potrząsam przecząco głową.
-On nie jest niczemu winien!
Spojrzałam na zegarek pokazywał czwartą popołudniu. Już od dobrych trzech godzin nie daje mi żadnego znaku życia. Cholerny James! – krzyczę w myślach.
Nagle moich uszu dobiega krzyk mężczyzny. Zrywam się na równe nogi, posyłam Draconowi przepraszające spojrzenie i czym prędzej udaję się w kierunku skąd dobiegają krzyki. Nogi same prowadzą mnie pod drzwi prowadzące do gabinetu mojego Ojca. Przystanęłam i nasłuchuje przytłumionego, lodowatego głosu mojego Ojca i błagania mężczyzny.
-Co ja mam z Tobą zrobić Yaxley? – surowy głos mojego Ojca przyprowadza mnie o gęsią skórkę.
-P-panie przepraszam – jąka się Yaxley
-Zero z Ciebie pożytku. Nie potrafisz nawet upilnować głupiej dziewuchy!
O cholera! On już wie..
Ciszę panującą w całym domu na nowo zakłóca rozpaczliwy krzyk mężczyzny.
Serce podeszło mi do gardła. Wzięłam kilka głębokich wdechów u bez pukania weszłam do gabinetu Ojca.
-Wyjdź Hermiono – Ojciec spojrzał na mnie a w jego oczach panowała furia.
-Nie.
-Hermiono! - syczy – Opuść mój gabinet.
Potrząsam przecząco głową.
-On nie jest niczemu winien!
Podeszłam do mężczyzny i pomogłam mu wstać. Twarz miał
wykrzywioną bólem, usta całe sine a oczy całe przekrwione. Ledwo trzymał się na
nogach.
-Jak śmiesz podważać mój autorytet! - jego głos odbijał się echem od ścian.
-Jak śmiesz podważać mój autorytet! - jego głos odbijał się echem od ścian.
-Bo to ja wypuściłam Lunę! - spojrzałam mu hardo w oczy –
Jak mogłeś to zrobić! Dobrze wiesz, że jest moją przyjaciółką!
-Yaxley wypieprzaj stąd – Voldemort spojrzał na mężczyznę a ten ukłonił się i resztkami sił opuścił pomieszczenie.
-Okazałaś dziś wielkie nieposłuszeństwo Hermiono – jego głos był zbyt spokojny.
-Nie pozwolę byś więził osoby dla mnie bliskie.
-Bliskie? – prycha – Ludzie się Ciebie brzydzą Hermiono, boją się Ciebie – jego głos robi się surowy – Czego się spodziewałaś? Miłości? Przyjaźni? - zaśmiał się zimno – Wiesz jak doszedłem do tego wszystkiego? Otóż jedynym moim sprzymierzeńcem jest strach. Ludzie się mnie boją, boją się tego co mogę im zrobić, jeśli będą przeciwko mnie. Jeśli chcesz panować nad tym światem nie możesz sobie pozwolić na chociaż odrobinę słabości.
-Jesteś egoistą.
Uśmiecha się ponuro.
-Jak myślisz czemu Cię szukałem?
Milczę.
-Ponieważ jesteś moim jedynym potomkiem. Dziedzictwo całej potęgi płynie w Twoich żyłach Hermiono. Nie możesz czuć, nie możesz czuć litości, współczucia. Musisz dokończyć to co stworzyłem. Musisz być taka jak ja.
-Nigdy nie będę taka jak Ty. Jesteś potworem! Brzydzę się Tobą! – słowa same wypłynęły z moich ust nim zdążyłam je powstrzymać.
Usłyszałam trzask, a po chwili policzek palił mnie żywym ogniem. Spojrzałam w oczy Voldemorta, w których rodziła się furia.
Zaśmiałam się szorstko.
-Tylko na Tyle Cię stać? Matkę też tak bijesz? - Wrogość bila z moich oczu.
-Odszczekaj to – wymierzył we mnie różdżką.
Czułam jak łzy zaczynają napływać mi do oczu. O nie Hermiono! Musisz być silna.
-No dalej śmiało – mój głos aż ociekał kpiną, choć w środku cała trzęsłam się ze strachu. Przez moją głowę przechodziło tysiąc różnych scenariuszy.
-Musisz się nauczyć posłuszeństwa – głos Toma był trochę głośniejszy od szeptu.
Widziałam jak bierze głęboki wdech a jego różdżka nadal jest wycelowana we mnie – Czas na małą lekcje Hermiono.
-Nawet o tym nie myśl Tom – moich uszu dobiegł stanowczy głos James’a.
Och dzięki bogu jest cały i zdrowy.
Spojrzałam na niego ukradkiem. Minę miał zaciętą a różdżkę wycelowaną Voldemorta.
-Będę robił co mi się podoba James – wysyczał Tom.
-W takim razie pierw musisz pokonać mnie – James w kilka sekund stanął przede mną, ochraniając mnie swoim własnym ciałem.
Czy mu już do reszty odbiło?!
-Dobrze wiesz jak to się skończy Tom – kontynuował.
Mój ojciec wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu.
-Ahh ta Twoja pieprzona matka – ostatnie słowo wypowiedział z odrazą – Gdyby nie ona już dawno byś żył.
-Ale żyję. I nie pozwolę by Hermionie włos z głowy spadł.
Obydwaj mierzyli się wściekłymi spojrzeniami. Tom zacmokał z aprobatą i opuścił różdżkę.
-Jesteś dobrym negocjatorem James. A z Tobą kochanie - spojrzał na mnie – Jeszcze sobie pogadam. A teraz lepiej zejdźcie mi z oczu!
James nie opuszczając różdżki powoli wyprowadził mnie z gabinetu.
-Idź do swojego pokoju zaraz tam przyjdę dobrze? – Jego niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z troską.
Pokiwałam twierdząco głową. Nie umiałam wydobyć z siebie ani jednego słowa, a oczy piekły mnie od łez, które za wszelką cenę chcą się wydostać na zewnątrz.
Leżałam na łóżku z twarzą wtuloną w poduszkę, łzy spływały mi strumieniami po policzku a mój szloch roznosił się po całym pokoju. Udało mi się dotrzeć spokojnie do sypialni nie natykając się na ciekawskie i pełne pytań spojrzenia. Gdy tylko znalazłam się w swojej bezpiecznej strefie dałam upust emocją, które nagromadziły się we mnie od samego rana. I pomyśleć, że jeszcze wczoraj uważałam mojego Ojca za przyzwoitego człowieka. Jaka ja byłam głupia! Jak mogłam zapomnieć o tym jakim człowiekiem jest Voldemort?!
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi a chwile później do pokoju wszedł James.
-Hermiona? Wszystko w porządku – jego głos był zatroskany.
Kolejny niekontrolowany szloch wydobył się z mojego gardła, a kilka sekund później byłam już w ramionach James’a, który zamknął mnie w swoim niedźwiedzim uścisku.
-Nie płacz mała – głaska mnie po głowie – Już wszystko w porządku. Nikt Ci krzywdy nie zrobi. Tu jesteś bezpieczna.
Jego słowa w pewnym stopniu zadziałały na mnie kojąco.
-Cała się trzęsiesz jest Ci zimno?
Kolejne spojrzenie niebieskich zatroskanych oczu.
-Połóż się – powiedział, a ja grzecznie wykonałam jego polecenie. Przykrył mnie szczelnie kołdrą, a sam siadł na skraju łóżka, tuż koło mojego uda.
-J-jak Luna? - wychrypiałam.
-W porządku. Jest bezpieczna – na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech – Jest naprawdę wyjątkowa, nic dziwnego że chciałaś jej za wszelką cenę pomóc.
-Tak. Luna jest jedyna w swoim rodzaju. Jako jedyna nie oceniła mnie po pozorach. Wiele jej zawdzięczam.
- Długo Cię nie było.. – zaczęłam - Miałeś jakieś problemy?
-Potter urządził mi małe przesłuchanie – zaśmiał się gorzko.
-Tak cały Harry – uśmiechnęłam się delikatnie.
Nagle do pokoju wpadł zadyszany Draco.
-Hermiona wszędzie Cię szu.. – jego oczy pociemniały na widok mój i Jamesa – Coś Ty jej zrobił? - wysyczał i w kilka sekund znalazł się przy łóżku – Wszystko w porządku?! Co się stało?
-Wszystko okej Draco – chwyciłam go za rękę – Naprawdę wszystko w porządku – obdarzyłam go delikatnym uśmiechem.
-To czemu płaczesz? – jego spojrzenie jest czujne.
-Miałam niemiłą rozmowę z moim Ojcem – modliłam się w duchu, żeby brzmiało to przekonująco. Nie wiedziałam czy mogę mu powiedzieć o Lunie i jej uwolnieniu .
-A co on tu robi? – Draco obdarzył James’a nieufnym spojrzeniem.
-Uratowałem ją od konfrontacji z Czarnym Panem.
-To znaczy?
-To znaczy, że gdybym nie pojawił się w porę to Hermiona w tym momencie zwijałaby się z bólu w gabinecie Voldemorta.
Źrenice oczu Dracona rozszerzyły się.
-Hermiona – zwrócił się do mnie – Czy to prawda?
-Tak.
Usłyszałam jak głośno wciąga powietrze.
-Ale jak to?
-Draco – zaczęłam spokojnie – Opowiem Ci wszystko, ale teraz bardzo chciałabym się napić Herbaty .
-Pewnie zaraz Ci przyniosę – pocałował mnie w czoło – W razie czego krzycz.
Wywróciłam oczami, a Draco pośpiesznie udał się do kuchni. Wiedziałam, że nie mam zbyt wiele czasu na sam na sam z James’em, a dręczyło mnie jedno istotne pytanie.
-James?
-Hmmm?
-Mogę Ci zadać pytanie?
-Pytaj o co tylko chcesz.
-Postawiłeś się Czarnemu Panu, a on mimo wszystko Cię nie torturował. Dlaczego?
James cicho się zaśmiał.
-Powiem Ci, ale musi to zostać między nami jasne?
-Jak słońce – odpowiadam.
James przeczesał palcami swoje długie niesforne włosy.
-Przed śmiercią mojej matki Tom złożył jej wieczystą przysięgę, że będzie mnie chronił. Nie może mnie zranić, ani tym bardziej zabić bo inaczej umrze.
-To do niego nie podobne – mruczę.
James wzruszył ramionami.
-Zgodził się bo myślał, że wychowa mnie na swoje podobieństwo, że będę jak on złakniony władzy i potęgi.
-Co się stało, że się od niego odwróciłeś?
-Miało być jedno pytanie – obdarza mnie łobuzerskim uśmiechem – Kiedyś Ci opowiem.
W tym samym momencie do pokoju wchodzi Draco z gorącym kubkiem hebraty.
-Będę się zbierał – rzekł James – Trzymaj się Hermiono jesteś silna - pocałował mnie delikatnie w czoło - Dbaj o nią Draco.
-Yaxley wypieprzaj stąd – Voldemort spojrzał na mężczyznę a ten ukłonił się i resztkami sił opuścił pomieszczenie.
-Okazałaś dziś wielkie nieposłuszeństwo Hermiono – jego głos był zbyt spokojny.
-Nie pozwolę byś więził osoby dla mnie bliskie.
-Bliskie? – prycha – Ludzie się Ciebie brzydzą Hermiono, boją się Ciebie – jego głos robi się surowy – Czego się spodziewałaś? Miłości? Przyjaźni? - zaśmiał się zimno – Wiesz jak doszedłem do tego wszystkiego? Otóż jedynym moim sprzymierzeńcem jest strach. Ludzie się mnie boją, boją się tego co mogę im zrobić, jeśli będą przeciwko mnie. Jeśli chcesz panować nad tym światem nie możesz sobie pozwolić na chociaż odrobinę słabości.
-Jesteś egoistą.
Uśmiecha się ponuro.
-Jak myślisz czemu Cię szukałem?
Milczę.
-Ponieważ jesteś moim jedynym potomkiem. Dziedzictwo całej potęgi płynie w Twoich żyłach Hermiono. Nie możesz czuć, nie możesz czuć litości, współczucia. Musisz dokończyć to co stworzyłem. Musisz być taka jak ja.
-Nigdy nie będę taka jak Ty. Jesteś potworem! Brzydzę się Tobą! – słowa same wypłynęły z moich ust nim zdążyłam je powstrzymać.
Usłyszałam trzask, a po chwili policzek palił mnie żywym ogniem. Spojrzałam w oczy Voldemorta, w których rodziła się furia.
Zaśmiałam się szorstko.
-Tylko na Tyle Cię stać? Matkę też tak bijesz? - Wrogość bila z moich oczu.
-Odszczekaj to – wymierzył we mnie różdżką.
Czułam jak łzy zaczynają napływać mi do oczu. O nie Hermiono! Musisz być silna.
-No dalej śmiało – mój głos aż ociekał kpiną, choć w środku cała trzęsłam się ze strachu. Przez moją głowę przechodziło tysiąc różnych scenariuszy.
-Musisz się nauczyć posłuszeństwa – głos Toma był trochę głośniejszy od szeptu.
Widziałam jak bierze głęboki wdech a jego różdżka nadal jest wycelowana we mnie – Czas na małą lekcje Hermiono.
-Nawet o tym nie myśl Tom – moich uszu dobiegł stanowczy głos James’a.
Och dzięki bogu jest cały i zdrowy.
Spojrzałam na niego ukradkiem. Minę miał zaciętą a różdżkę wycelowaną Voldemorta.
-Będę robił co mi się podoba James – wysyczał Tom.
-W takim razie pierw musisz pokonać mnie – James w kilka sekund stanął przede mną, ochraniając mnie swoim własnym ciałem.
Czy mu już do reszty odbiło?!
-Dobrze wiesz jak to się skończy Tom – kontynuował.
Mój ojciec wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu.
-Ahh ta Twoja pieprzona matka – ostatnie słowo wypowiedział z odrazą – Gdyby nie ona już dawno byś żył.
-Ale żyję. I nie pozwolę by Hermionie włos z głowy spadł.
Obydwaj mierzyli się wściekłymi spojrzeniami. Tom zacmokał z aprobatą i opuścił różdżkę.
-Jesteś dobrym negocjatorem James. A z Tobą kochanie - spojrzał na mnie – Jeszcze sobie pogadam. A teraz lepiej zejdźcie mi z oczu!
James nie opuszczając różdżki powoli wyprowadził mnie z gabinetu.
-Idź do swojego pokoju zaraz tam przyjdę dobrze? – Jego niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z troską.
Pokiwałam twierdząco głową. Nie umiałam wydobyć z siebie ani jednego słowa, a oczy piekły mnie od łez, które za wszelką cenę chcą się wydostać na zewnątrz.
Leżałam na łóżku z twarzą wtuloną w poduszkę, łzy spływały mi strumieniami po policzku a mój szloch roznosił się po całym pokoju. Udało mi się dotrzeć spokojnie do sypialni nie natykając się na ciekawskie i pełne pytań spojrzenia. Gdy tylko znalazłam się w swojej bezpiecznej strefie dałam upust emocją, które nagromadziły się we mnie od samego rana. I pomyśleć, że jeszcze wczoraj uważałam mojego Ojca za przyzwoitego człowieka. Jaka ja byłam głupia! Jak mogłam zapomnieć o tym jakim człowiekiem jest Voldemort?!
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi a chwile później do pokoju wszedł James.
-Hermiona? Wszystko w porządku – jego głos był zatroskany.
Kolejny niekontrolowany szloch wydobył się z mojego gardła, a kilka sekund później byłam już w ramionach James’a, który zamknął mnie w swoim niedźwiedzim uścisku.
-Nie płacz mała – głaska mnie po głowie – Już wszystko w porządku. Nikt Ci krzywdy nie zrobi. Tu jesteś bezpieczna.
Jego słowa w pewnym stopniu zadziałały na mnie kojąco.
-Cała się trzęsiesz jest Ci zimno?
Kolejne spojrzenie niebieskich zatroskanych oczu.
-Połóż się – powiedział, a ja grzecznie wykonałam jego polecenie. Przykrył mnie szczelnie kołdrą, a sam siadł na skraju łóżka, tuż koło mojego uda.
-J-jak Luna? - wychrypiałam.
-W porządku. Jest bezpieczna – na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech – Jest naprawdę wyjątkowa, nic dziwnego że chciałaś jej za wszelką cenę pomóc.
-Tak. Luna jest jedyna w swoim rodzaju. Jako jedyna nie oceniła mnie po pozorach. Wiele jej zawdzięczam.
- Długo Cię nie było.. – zaczęłam - Miałeś jakieś problemy?
-Potter urządził mi małe przesłuchanie – zaśmiał się gorzko.
-Tak cały Harry – uśmiechnęłam się delikatnie.
Nagle do pokoju wpadł zadyszany Draco.
-Hermiona wszędzie Cię szu.. – jego oczy pociemniały na widok mój i Jamesa – Coś Ty jej zrobił? - wysyczał i w kilka sekund znalazł się przy łóżku – Wszystko w porządku?! Co się stało?
-Wszystko okej Draco – chwyciłam go za rękę – Naprawdę wszystko w porządku – obdarzyłam go delikatnym uśmiechem.
-To czemu płaczesz? – jego spojrzenie jest czujne.
-Miałam niemiłą rozmowę z moim Ojcem – modliłam się w duchu, żeby brzmiało to przekonująco. Nie wiedziałam czy mogę mu powiedzieć o Lunie i jej uwolnieniu .
-A co on tu robi? – Draco obdarzył James’a nieufnym spojrzeniem.
-Uratowałem ją od konfrontacji z Czarnym Panem.
-To znaczy?
-To znaczy, że gdybym nie pojawił się w porę to Hermiona w tym momencie zwijałaby się z bólu w gabinecie Voldemorta.
Źrenice oczu Dracona rozszerzyły się.
-Hermiona – zwrócił się do mnie – Czy to prawda?
-Tak.
Usłyszałam jak głośno wciąga powietrze.
-Ale jak to?
-Draco – zaczęłam spokojnie – Opowiem Ci wszystko, ale teraz bardzo chciałabym się napić Herbaty .
-Pewnie zaraz Ci przyniosę – pocałował mnie w czoło – W razie czego krzycz.
Wywróciłam oczami, a Draco pośpiesznie udał się do kuchni. Wiedziałam, że nie mam zbyt wiele czasu na sam na sam z James’em, a dręczyło mnie jedno istotne pytanie.
-James?
-Hmmm?
-Mogę Ci zadać pytanie?
-Pytaj o co tylko chcesz.
-Postawiłeś się Czarnemu Panu, a on mimo wszystko Cię nie torturował. Dlaczego?
James cicho się zaśmiał.
-Powiem Ci, ale musi to zostać między nami jasne?
-Jak słońce – odpowiadam.
James przeczesał palcami swoje długie niesforne włosy.
-Przed śmiercią mojej matki Tom złożył jej wieczystą przysięgę, że będzie mnie chronił. Nie może mnie zranić, ani tym bardziej zabić bo inaczej umrze.
-To do niego nie podobne – mruczę.
James wzruszył ramionami.
-Zgodził się bo myślał, że wychowa mnie na swoje podobieństwo, że będę jak on złakniony władzy i potęgi.
-Co się stało, że się od niego odwróciłeś?
-Miało być jedno pytanie – obdarza mnie łobuzerskim uśmiechem – Kiedyś Ci opowiem.
W tym samym momencie do pokoju wchodzi Draco z gorącym kubkiem hebraty.
-Będę się zbierał – rzekł James – Trzymaj się Hermiono jesteś silna - pocałował mnie delikatnie w czoło - Dbaj o nią Draco.
Genialny rozdział *.* Trochę mało Draco, ale za to więcej Jamesa. ;) Polubiłam go *.* Dobrze, że wstawił się za Mioną u Toma. :) A co do Czarnego Pana to: BOŻE, CZY ON OGŁUPIAŁ?!?! JAK MÓGŁ UDERZYĆ WŁASNĄ CÓRKĘ?!?! -,- Grr...;/
OdpowiedzUsuńŻyczę weny! ;)
Wspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńCieszę się, Że Hermiona nadal jest dobra.
Chyba przekonałam się do Jamesa.
Pozdrawiam
Hermione Granger
Wspaniały rozdział!! Dobrze, że James uratował Hermionę!! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJaki James *o* Boże, uwielbiam go :))
OdpowiedzUsuńBiedna Mionka ;cc
Luna jeszcze biedniejsza :'c
A Draco taki troskliwy ;33
Czekam nn ;)))
+ nominuję cię do Liebster Award! Szczegóły u mnie na blogu:
Usuńhttp://dramione-zawsze-i-na-zawsze.blogspot.com/2013/12/liebster-award.html
Och jak sie ciesze ze dodałaś nowy rozdzial, który jest naprawdę genialny ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
SWIETNE <3 *___*
OdpowiedzUsuńNaprawde warto czekac na rozdzialy ^^
http://swiat-wedlug-mnie-dramione.blogspot.com/
Naprawdę genialny rozdział. Podoba mi się, że Voldemort nie stał się tak nagle i z niczego idealnym tutuśkiem, ale nadal pokazuje pazurki :)
OdpowiedzUsuńNo i James... i Draco :D
Uwielbiam.
xoxo
Lexie
Rozdział genijalny *.* Warto czekać na rozdziały. Voldemort jednak jest podły dla każdego rola dobrego tatuśka do niego nie pasuje. Polubiłam tego James'a. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńŻyczę duuuużo weny :P
Ravenne
Powiem tak jak nigdy zgadzam się x Ravenne
UsuńRozdział cudowny !!!!!!
Duuuużo went życzę!!!
Noova ;)
No tak. wrócił stary, dobry Voldemort. Szczerze mówiąc zastanawiałam sie, kiedy się pojawi. Cieply i kochajacy jakos mi zdecydowanie nie pasuje... xd
OdpowiedzUsuńBiedna Hermiona, ale czego innego sie spodziewala? Ze pozwoli uciec wiezniowi samego Lorda Voldemorta i nic sie nie stanie? Eh, Hermiona musi sie jeszcze duzo nauczyć.
Szkoda ze nie masz weny. Piszesz super, wiec zle by bylo, gdybys go zawiesiła!
Powodzenia w dalszym pisaniu ;**
Świetny rozdział. Dobry pomysł z Luną i Jamesem. No i Hermiona stawiająca się ojcu, dobrze, że James tam był i dobrze, że jego matka jest zapobiegliwa. Rozdział jak zwykle świetny, ale znalazłam parę błędów. Nie martw się jednak. Jak przeczytasz tekst to sama je znajdziesz ;). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~Olciak
sm-przerwanatradycja.blogspot.com
Rozdział bardzo fajny. Wiedziałam, że Voldemort jest taki jak każdy myślał. drań bez uczuć. A Hermiona dobrze się zachowała. A James? Jeszcze nie wiem, co o nim myśleć. Pomaga Mionie, ale jednak mam do niego jakieś takie mieszane uczucia.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny. :)
Pozdrawiam, Maadź. :*
www.dramione-impossible-love.blogspot.com
Jaki kochany, ten James...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Hermiona uratowała Lunę, bo sama bardzo ją lubię.
Ojej, wrócił ten niedobry, zły pan bez nosa -.- już zapomniałam, że on jest tak na prawdę zły...
Ogólnie bardzo fajny rozdział, czekam na trochę więcej Dramione ^^
Pozdrawiam i życzę duuuuużo weny, żeby powstał kolejny taki rozdział ;)
~Julla
Jestem pod ogromnym wraźeniem. Rozdział wyszedł fenomenalny :) Nawet nie wiem, co tu napisač, bo podobało mi sie absolutnie wszystko <3
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com
To było świetne proszę o więcej !!! Wiedziałam, że ten James jest tym dobrym :D I że Hermiona ma w sobie jeszcze dobro :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny
Alvin
Jejku jaki super rozdział! Voldi - myślałam że zmądrzałeś , James - myślałam że jesteś tym dobrym :D . Draco - miło się zapowiada XD
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział!!!! zauważyłam parę błędów
OdpowiedzUsuńczekam niecierpliwie na kolejne rozdziały
*julka
;c będę teśknic :)
OdpowiedzUsuńwpadniej do mnie czasem :D
~Acruxia
magiczna-szatynka-zhogwartu.blogspot.com
kiedy następny rozdział? czekam i czekam.. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekam na next <33333
Pozdrawiam ;*****8
*Veronika*
Ps. wpadniesz?? http://dramione-fedemila-i-innni.blogspot.com/
No ugh! I mi się skończyło czytanie -.-
OdpowiedzUsuńA ja już zdążyłam się wciągnąć na maksa :)
Moja ocena? NIESAMOWITE!! Jedno z najlepszych, jakie dotąd czytałam!!
Widzę, że masz skłonności do bardzo zboczonych scen mmm... Cave lubi, Cave się podoba. Bardzo podoba (Cave jest również zdrowo pojebana, ale nie zwracajmy na to uwagi, jest przecież noc) ;3
Ogólnie twoja fabuła jest niesamowita, pomysłowa i bardzo wciągająca. Potrafisz zainteresować czytelnika :)
Nie robisz wielu błędów, ale rażą mnie dwie rzeczy - przecinki przed "i" oraz powtarzające się wyrazy.
Pozdrawiam i dobranoc,
enjoy Cave :)
I tak jeszcze jedno. Miło by było, gdybyś tak wpadła do mnie, poczytała i zostawiła komentarz ;)
UWIELBIAM TWOJEGO BLOGA. DOPIERO ZACZEŁAM GO CZYTAĆ ALE JUŻ MI SIĘ PODOBA <3
OdpowiedzUsuńcHCIAŁABYM POLECIĆ BLOGA KTÓREGO PISZE. NIE JEST TAK DOBRY JAK TWÓJ. NIESTETY DOPIERO ZACZYNAM. PROSIŁABYM O WSPARCIE :****
NIESTETY NIE JET TO DRAMIONE ALE JEST O PODOBNEJ TEMATYCE I JEST TO RÓWNIEŻ OPOWIADANIE MIŁOSNE I NIE TYLKO.
ZAPRASZAM :***
http://draugastiu.blogspot.com/
Twój blog jest cudowny *o*
OdpowiedzUsuńDobrze, że Hermiona uratowała Lunę.
Życzę duuużo weny :)
http://harrymione-forever.blogspot.de/
Uwielbiam twoje opowiadane , jesteś bardzo oryginalna bo któż by naszą Herm uczynił córką Voldka , to absurdalne ale tobie to wszyszło CUUUUDOWNIE *.* podoba mnie się również to w jaki sposób piszesz *.* A ślub Ginny z B... ( zapomniałam jak sie jego imie pisze ;{ musisz wybaczyć)
OdpowiedzUsuńJestem twoją fajną .
Zapraszam również do mnie , było by mi bardzo miło jakbyś rzuciła oczkiem na skromna treść mojego prologu bo widzisz ja tez piszę opowiadanie , abo inaczej ;) Uczę się . Więc Zapraszam , nie jest to tematyka HP ale o Wapirach , jak możesz to zostaw komentarz , nawet taki co miły nie jest bo daje przeciez do myślenia ;) http://vemblarto.blogspot.com/
Wybacz, że piszę komentarz dopiero teraz, ale nie czytałam bloga od początku i chciała dojść do bieżącego rozdziału. Twoja historia bardzo mi się podoba Hermi jako Riddle pozytywnie mnie zdziwiłaś mnie :) Czekam na ciąg dalszy bardzo mnie ciekawi co będzie dalej. Powodzonka!
OdpowiedzUsuńKaśka
Cudowny blog, powiew świeżości, taki obrót spraw z Hermioną, super ! zapraszam do mnie, blog w tematyce HP, tylko że dodanych kilka osób : http://hogwaartinaczej.blogspot.com/ <--- Twój blog został wyróżniony w moich inspiracjach :)
OdpowiedzUsuńhej, bardzo fajny blog :D Zajrzysz i polecisz naszą szabloniarnię http://zaczarowana-grafika.blogspot.com/ :Dz góry dziękuję
OdpowiedzUsuńHej rozdział super ale pomału zaczyna mnie denerwować to że tak rzadko są rozdziały
OdpowiedzUsuńThenoova
Wspaniały.. Mam nadzieje ze już za nie długo będzie nowa notka i Zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńWww.dramionemoimzyciem.blogspot.com